Dzisiaj przyjechała nasza długooczekiwana, utęskniona i wywalczona dachówka. Wczoraj ustaliłem żeby przed przywozem zadzwonili do mnie wcześniej bo muszę dojechać i otworzyć bramę. No to Pan zadzwonił że za chwilę będzie. Szybciutko w samochodzik i już jestem. Podjeżdża kierowca i ja mu mówię że najlepiej jakby podjechał do tyłu bo tam zabrakło i najlepiej by było dla dekarza coby nie musił daleko jej nosić
Pan popatrzył i powiedział, że ma nadzieję że się nie zakopie, ja na to że raczej nie No i oczywiście ugrzązł ani w jedna, ani w drugą. Po ostatnich opadach się troszkę błotka porobiło, a tym bardziej że to była nasza niedawno rozgarnięta ziemia więc ubita to ona też nie była Kurde, ale mi się wtedy głupio zrobiło, że to przeze mnie i wogóle. Jednak Pan był bardzo miły, spokojny, wogóle nie było widać zdenerwowania. Zadzwonił po kolegę z hurtowni i przyjechał ogromnym autem po niego. Aż się bałem czy dachu mi nie zahaczy. Raz, dwa, trzy i po problemie. Samochód uwolniony
Jak pojechali to ja cały w skowronkach dzwonię do dekarza, że dachówka już na działce i można kończyć. Pan powiedział że przyjdzie w sobotę więc może w przyszłym tygodniu skończymy wreszcie dach